Coraz mniej świeżych warzyw, więc wracam do robienia pasztetów. Tym razem skusiłam się na pasztet z czarnej fasoli. Prawda, że te małe, czarne ziarenka są śliczne? Do tego naprawdę smaczne. Mogłabym je same zjeść zaraz po ugotowaniu. Zupełnie nie rozumiem dlaczego o wiele trudniej jest je kupić od innych odmian fasoli. Jeśli natkniecie się na nią w sklepie, bierzcie bez wahania.
Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że fasola, podobnie jak inne strączkowe, jest bardzo zdrowa. Problem jest jednak w tym, że podczas gotowania fasola dzieli się swymi drogocennymi wartościami z wodą. Apeluję zatem, aby gotować fasolę w jak najmniejszej ilości wody i pozwolić jej po ugotowaniu w tej wodzie jeszcze poleżeć przez około godzinę.
Wracając do pasztetu – smak ma dość delikatny i neutralny. Da się go pokroić w grube plastry, ale również bez problemu można go rozsmarować na kromce chleba.
Pasztet z czarnej fasoli
Składniki:
1 szkl. suchej czarnej fasoli
2 duże cebule ok. 300 g
1 - 2 marchewki ok. 120 g
2 ząbki czosnku
2 łyżki kaszy manny
2 łyżki mąki ziemniaczanej
2 łyżeczki suszonego oregano
1 łyżka oleju rzepakowego
sól
pieprz
Czarną fasolę zalewam wodą dzień wcześniej i pozostawiam na 10 – 12 godzin. Po tym czasie odcedzam i gotuję w czystej wodzie około 50 – 60 minut. Pod sam koniec gotowania delikatnie solę.
Gdy fasola jest już miękka, pozostawiam ją, aby wystygła. Następnie odcedzam.
Cebulę, marchewkę i czosnek obieram. Cebulę kroję w kostkę, czosnek przeciskam przez praskę a marchewkę ścieram na tarce o małych oczkach. Na patelni rozgrzewam odrobinę oleju. Wrzucam warzywa i podsmażam kilka minut, aż cebula się zeszkli.
Warzywa oraz czarną fasolę dokładnie rozdrabniam blenderem. Następnie dodaję kaszę mannę, mąkę ziemniaczaną, oregano oraz doprawiam pieprzem i solą.
Pasztet wykładam do małej foremki (26/12 centymetrów) wyłożonej papierem do pieczenia. Wkładam do rozgrzanego do 180°C piekarnika i piekę około 55 – 60 minut. Kroję dopiero jak wystygnie. Przechowuję w lodówce.