Wiosna w tym roku zawitała do nas wyjątkowo wcześnie. Nie oznacza to jednak, że warto już sięgać po tegoroczne nowalijki. Te zdrowe, w pełni wartościowe roślinki dopiero rosną. Dobrym sposobem na przeczekanie tego dość trudnego okresu jest założenie własnej, domowej hodowli kiełków. Wybór mamy dość spory. Jakiś czas temu wspominałam Wam o kiełkach rzodkiewki. Dziś natomiast napiszę parę słów o kiełkach fasoli mung.
Fasola mung pochodzi z Indii. Była tam powszechnie uprawiana już około 3500 lat temu, po czym rozpowszechniła się w Chinach i Azji Południowo-Wschodniej. Dziś obecna jest również na suchych i gorących polach uprawnych południowych Stanów Zjednoczonych oraz w południowej Europie.
Fasola mung jest rośliną jednoroczną. Osiąga wysokość od 60 do 120 centymetrów. Jej niewielkie, żółte kwiatki po zapyleniu przekształcają się w strąki posiadające od 7 do 20 małych ziarenek (około 5 milimetrów długości). Ziarenka te mogą mieć barwę od żółtej po ciemnobrązową.

W jaki sposób, z tych zielonych, drobnych fasolek wyhodować kiełki? To bardzo proste. Potrzebny jest do tego jedynie duży, szklany słoik, kawałek gazy, gumka recepturka i woda. Na początku wsypujemy fasolę mung do czystego słoika i zalewamy dużą ilością wody. Otwór przykrywamy gazą, na szyjkę słoika nakładamy gumę recepturkę (można użyć również sznurka albo tasiemkę) i odstawiamy w zacienione miejsce na około 8 godzin. Następnie wodę zlewamy i ponownie odstawiamy kiełki w zacienione miejsce. 2 razy dziennie kiełki należy przelać wodą, najlepiej rano i wieczorem. Wodę należy zlewać bardzo dokładnie, aby kiełki nie spleśniały. W tym celu słoik można stawiać do góry dnem na przykład na suszarce. Zazwyczaj trzeciego dnia kiełki są już gotowe do spożycia. Gotowe kiełki osuszam, przekładam do suchego pojemnika i przechowuję w lodówce maksymalnie przez kilka dni.
Pod koniec kiełkowania z fasolek zaczyna odchodzić zielona, zewnętrzna łuska. Można je pozostawić, gdyż jest jadalna i posiada stosunkowo dużo błonnika. Ja jednak ją wyrzucam. W tym celu kiełki zalewam dużą ilością wody. Delikatnie mieszam. Łuski wypływają na powierzchnię wody. Można je wówczas bez problemu zgarnąć.

Fasola mung, jak już wcześniej wspomniałam, pochodzi z Indii, lecz to Chińczycy szczególnie ją sobie upodobali. Stała się nieodłącznym elementem ich tradycyjnej kuchni. Zwłaszcza kiełki fasoli mung cieszą się niezwykłą popularnością. Są wspaniałym źródłem wielu składników odżywczych. Kiełki mają właściwości zasadotwórcze i oczyszczające. Są doskonałym źródłem witaminy C, podobnie jak natka pietruszki, papryka i owoce cytrusowe. Mają działanie ochładzające, dlatego też najlepiej jest spożywać je wiosną i latem. Zimą powinny być spożywane po wcześniejszym krótkim podgrzaniu lub w niewielkich ilościach. Ponoć na nagłe stany zapalne skóry pomaga zupa z fasoli mung (przynajmniej wg Chińczyków).
Chrupiące kiełki fasoli mung smakują dość specyficznie. Możecie je bardzo polubić albo nie przypadną Wam w ogóle do gustu. Musicie sami spróbować i ocenić. Ja wyjątkowo cenię je za coś innego. A mianowicie nie mają dużych wymagań podczas hodowli. Są dość odporne na niedogodności i szybko rosną.